Mikołajów, Chersoń, Czernobajewka ’23
Byliśmy pod obstrzałem. Wróciliśmy. Ale pomoc jest jeszcze bardziej potrzebna.
Mikołajów, Chersoń, Czernobajewka. 80h na nogach z jednym noclegiem. Wyczerpująca trasa, ale czasami tak trzeba. Wyruszyliśmy we trójkę z zapakowanym busem na 1,5 tony samych darów.
Do Mikołajowa dostarczyliśmy generator prądu. Tam, gdzie kilka osób zmarło na oddziale reanimacyjnym, bo prądu nie było. Ciężko słuchać takich historii. Dlatego tym bardziej cieszy, że dzięki pomocy dobrych ludzi, możemy zapobiegać takim sytuacjom. Zawieźliśmy także jedzenie i powerbanki do rodzin, które potrzebują wsparcia.
Jako, że opróżniliśmy w połowie busa z darów i jednego generatora, na drugi dzień ruszyliśmy na zakupy do ATB (odpowiednika polskiej Biedronki) i tak zapakowaliśmy chyba 8-9 pełnych wózków kasz, makaronów, cukru, konserw, mąki i ryżu. Zapakowaliśmy to na samochód i z pomocą wojskowych ruszyliśmy do Czernobajewki pod Chersoniem.
Widziałem już wiele obrazów podczas wojny, które czasem wracają. Czernobajewka zostanie kolejnym z nich. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wiele osób czekało na pomoc. Rozdaliśmy gotowe paczki, które mieliśmy na pace, a później gdy się skończyły z naszych zakupów kompletowaliśmy pakiety, które zawierały konserwę, mąką, makaron, 2x kaszę, ryż i kilka świeczek – bo to jedyny sposób na światło i ciepło tam… Podczas rozdawania pomocy widzieliśmy wiele osób w ogromnych potrzebach. A tam dużo pomocy nie dociera…
Nie zdążyliśmy rozdać wszystkiego co mieliśmy na pace, ludzie stali jeszcze w kolejce jak zaczęło się bombardowanie artylerii. Jeden wybuch, drugi, trzeci – to z jednej strony, to z drugiej. Nie wiedzieliśmy czy celują w wioskę – czy w nas, bo ktoś podał koordynaty gdzie przyjechała humanitarką. Po 8 wybuchu, który był jedynie kawałek od nas, zaczęliśmy pakować rzeczy do busa żeby oddalić się stamtąd – bo zrobiło się bardzo niebezpiecznie. I wtedy jeszcze jak już zamykałem samochód podeszła staruszka prosząc o jedzenie dla niej – do tej pory widzę jej twarz i to spojrzenie. A ja musiałem jej odmówić, bo nie było już możliwości zrobienia jej ani pozostałym osobom tych paczek. Większość jak zaczął się ostrzał oddaliła się od nas, ona została. I została jako jedna z nielicznych, której tego jedzenia nie daliśmy – bo byłem też odpowiedzialny za osoby, które ze mną jechały i też te, które tam zostały. Musieliśmy odjechać dla bezpieczeństwa wszystkich. Ale dalej boli mnie serce, że nie mogłem jej tej paczki jeszcze zrobić. Być może bym zdążył przed kolejnym uderzeniem…
Po wyjeździe z Czernobajewki udaliśmy się do Chersonia. Do szpitala, w którym mało co zostało bo rozkradli go ruscy. Została garstka lekarzy, którzy dalej chcą walczyć o ludzkie życie, ale nie mają prądu w szpitalu, ani sprzętu… Dlatego drugi generator przywieźliśmy dla nich, aby mogli ratować ludzkie życie i odbudować szpital. A bez energii nie daliby rady pomagać.
Później wróciliśmy do Mikołajewa, bo zostawanie na noc w Chersoniu kiedy zaczynały się ostrzały zablokowałoby nas przynajmniej do rana. Dlatego wróciliśmy, zostaliśmy zaproszeni na pyszną kolację w Mikołajewie i później udaliśmy się w podróż powrotną do Krakowa.
Taka moja mała refleksja – Nie ma niczego piękniejszego, niż dać coś od siebie. Chodzi o to miłe ukłucie w sercu, kiedy widzimy, że dzięki naszej pracy komuś będzie lżej w szarej codzienności. Chodzi o ten uśmiech i cząstkę normalności, którą możemy dać.
Bo teraz wyobraźmy sobie, że nie mamy w domu prądu. Nie mamy ogrzewania, ani wody. Nie mamy zasięgu i często możliwości zrobienia zakupów. Mamy wybite okna, zaklejone folią Jest zimno, jest ciemno. Jesteśmy głodni. Niestety wiele osób przebywających w Ukrainie, jest teraz w takiej sytuacji od wielu dni. A tam jest zimniej niż u nas. I będzie jeszcze zimniej. A żołnierze, którzy walczą o wolność i życie swoich rodaków i całej Europy – marzną jeszcze bardziej, siedząc w okopach na zerówce…
Kocham zwierzęta, dlatego też pomagam bezdomnym psom i kotom. Zawsze jak jest możliwość dokarmiamy je czy zostawiamy karmę osobom, które opiekują się bezdonymi zwierzętami. To też ciche ofiary wojny, których jest teraz wiele na ulicy. Niektóre porzucone, trzęsące się z zimna, bez domu i jedzenia…
Jeżeli ktoś chce pomóc nam w zakupie żywności dla ludzi i zwierząt czy ciepłych rzeczy dla naszych znajomych, którzy walczą teraz na froncie w Bachmucie – proszę o wsparcie. Możecie sprawdzić, że osobiście dowożę pomoc tam gdzie jest potrzebna. Chcemy ruszyć w grudniu. Przynajmniej jednym busem. Jeżeli uda się uzbierać więcej pieniędzy – zrobimy większy konwój i jeszcze zakupy na miejscu, aby podwoić lub potroić efektywność naszego wyjazdu.
Tylko wspomóżcie nasze działania! Razem możemy więcej i każda złotówka jest ważna!
Rotary Klub Kraków Wawel – ogromne podziękowanie za przekazanie dla dwóch szpitali w Mikołajewie i Chersoniu generatorów prądu o mocy 9kW! Były tak ciężkie, że aż trudno było je ściągnąć z auta. Ale teraz pomogą ratować życie potrzebujących ludzi.
Łukasz Wantuch – dziękuję za przekazane powerbanki, leki i świeczki. Cieszę się, że możemy na Ciebie liczyć nawet w awaryjnych sytuacjach i czarujesz w chwilę coś z niczego!
Team Kraków dla Ukrainy dziękuję za przekazanie paczek żywnościowych dla ludzi z ostrzeliwanych terenów. To bardzo potrzebna pomoc!